Archiwum luty 2004, strona 1


lut 10 2004 This is me...
Komentarze: 0

Lzy- Osiem serc

[...]I chyba czegoś tutaj nie, nie rozumiem
Szybko się uczę, ale żyć wciąż nie umiem
Mówili mi "śmiej się", dzisiaj każą mi płakać
Wczoraj skrzydła ucięli, dzisiaj każą mi latać[...]

Nie rozumiem. Niby patrząc w lustro widzę wciąż to samo, a jednak. Czuję się dziwnie spoglądając na swoje odbicie. Jest inne niż widzialam je wcześniej, jakby.....bardziej dziwne niż do tej pory.

Kogo szczęście nadmiernie pieściło, tym zmiana wstrząśnie.

Horacy

Bylam zbyt szczęśliwa? A co w tym zlego? Wiem, że niektórzy czują się urażeni jeśli ktoś jest szczęsliwy, ale........no wlaśnie. Tyle jest tych "ale", "może", "jednak", że aż sama się gubię. W mojej glowie są tylko pytania nie am odpowiedzi. To wlaśnie ja. Pelan zgodności i sprzeczności, pytań i odpowiedzi. Tyle mam w sobie tego "kramu", że az nie wiem, co wybrać.

nela_amigo : :
lut 06 2004 Potrzebuję czasu
Komentarze: 2

The Cranberries- I still do

Nie jestem na to jeszcze gotowa
Mimo iż myślałam że tak będzie
Przyszłość jest dla mnie niewiadomą
Mimo iż myślałam, że będzie inaczej

Nie chcę cie opuszczać
Mimo to musze to zrobić
Nie chcę obdarzać cię uczuciem
nadal to robię

Potrzebuję trochę czasu, aby siebie odnaleźć
Pragnę żyć

Czy mogę iść swą własną drogą
Czy mogę modlić się tak jak lubię
Nie chcę cię opuszczać
Potrzebuję cię

Potrzebuję czasu............tak bardzo mi go brak. Nie potrafię go znaleźć, nie potrafię go oszczędzać. Po prostu. Mam go i nie zastanawiam się nad nim, jednak co zrobię gdy go zabraknie.................nie wiem. Moje myśli ciągle są czymś zaprzątnięte, nie potrafię...................myślę. Ale dlaczego? Dlaczego ja? Czemu to wszystko opętalo mnie i nie chce wyjść? Niedawna radość prysla i nie zostal po niej ślad. To byl tylko przeblysk i znów wszystko już wraca do poprzedniego stanu. Jednak ja wierzę, że te chwile są już ostatnie, że przestanę na wszystkich szczekać.....wzgórze nadziei........

nela_amigo : :
lut 01 2004 Dziennik wojenny...
Komentarze: 6

Niedziela, 1 luty 3 rano, nasze mieszkanie

Wlaśnie się obudzilam. Nie potrzebowalam budzika. Jak zwykle zjadlam śniadanie, umylam się........zwykle sprawy. Jednak ten dzień nie jest zwykly. Doskonale wiedzialam co mnie dzisiaj czeka. Obejrzalam Kuronia na TVN i posluchalam trochą muzyki. Nie uspokoilo mnie to. Jednak wszyscy w moim domu byli tak zaaferowani, więc moje uczucia byly jak najbardziej na miejscu.

4.15, taksówka

Podjechala taksówka. Co prawda przed czasem, lecz mama byla zadowolona. W szybkim tempie dojechaliśmy na lotnisko tracąc na to "tylko" 39 zl. Podczs jadzy mama i kierowca rozmawiali o polityce, a my cichutko jak myszki siedzieliśmy na tylnych siedzeniach.

4.40, lotnisko cywilne Wroclaw Strachowice

Szczerzw mówiąc podobalo mi się tam, tylko oprócz rodzin żolnierzy ani jednej żywej duszy. Pooglądalam wystawy sklepików ( jeśli będę miala kupić "Harrego Pottera" to pojadę tam, bo on tam kosztuje 46 zl, a dodatkowo jest cola :). Mniej więcej po ośmiu minutach ( na czyściutkim lotnisku zdążylam już zauważyć dwóch meneli) znaleźliśmy jakiegoś żolnierza, który wyjaśnil nam, że musimy się udać na lotnisko wojskowe ok. 450 m (600!) i zapoisać się na listę. Czasu bylo malo, bo już po piątej nie wpuszczali. W tempie ekspresowym wszyscy rzucili się biegiem w stronę lotniska wojskowego.

5.00, świetlica jednostki

Droga byla straszna.........jako jedyni chyba szliśmy na piechotę. Ale już jesteśmy zapisani, a ja zdążylam odwiedzić toaletę.Strasznie się denerwowlam.

5. 30, autokar

Siedzimy w autokarz, który zawiezie na na plytę lotniska. Stare, dobre wojskowe autobusy.........zawsze jest mi w nich niedobrze. Jakiś wojskowy poinformowal nas, o tym, ze nie można niczego przekazywać żolnierzom.....my mieliśmy dla taty medalik

5.40, plyta lądowiska

Samolot...........myślalam, że będzie większy, a to takie male badziewie. Niedość, że ciemno, to jeszcze zimno ( a niby 2 stopnie w nocy!). Ale warto bylo. Mój tata...........jestem taka z niego dumna. Najszczęśliwszą chwilą bylo chyba to kiedy powiedzial "rodziny mają 10 minut na pożegnanie" po czym rzucila się w naszą stronę. Nie wytrzymalam, rozbeczalam się. Zresztą nie tylko ja plakalam, tata i mama także. Mama dyskretnie wsunęla mu medalik. Potuliliśmy się i mnagle jeden z generalów zawolal tatę.

6.20, nadal plyta lądowiska

Teraz nie możemy już podchodzić do samolotu. Wokól pelno żandarmów i tego typu ochrony. Tata wprowadza swój oddzial do samolotu (amerykańskiego naturalnie). Machamy mu wszystkim co popdanie. Wokól samolotu kręci się mnóstwo żóltych i pomarańczowych kamizelek, które sprawdzają czy wszystko w porządku.

6.40, za barierkami

Przemarzlam. Zresztą nie tylko ja.Wszyscy się już niecierpliwią.

7.00, nadal barierki

Teraz wszyscy tloczą się wokól siebie, żeby się ogrzać. Jakieś samochody jeżdżą plycie lądowiska, robiąc z niego autostradę. Co robię ja. Jak wariatka odmawiam w myśli zdrowaśki i mówie " no odjedźcie kochane schody",a mój brat "panie w żóltych i pomarańczowych sweterkach, wypad"

7.10- 15, nie wiem, stracialm poczucie czasu

Po dlugich zabiegach polecieli. Huk byl niesamowity. Pierwszy raz rozstawaliśmy się z tatą na dlużej, na cale pól roku. Tak obco wyglądal w helmie i z "kalachem"- określenie mojego brata. Wiem, że tata sobie poradzi, obiecal nam to,a ja mu wierzę.

7.30, autobus 406

Brudne spodnie, lzy w oczach i niepokój.........to ja. Wyglądam jak kupka niescześcia, a czeka mnie jescze jedna podróż..............mam nadziję, że szybko dobrnę do celu.

nela_amigo : :